Kiedy poznaję interesującą osobę, rozpala się we mnie ciekawość. Często wobec takich osób mam dużo pokory, lubię je słuchać, interesuje mnie to, co mają do powiedzenia. Fascynuje mnie to co robią, jacy są, gdzie szukają inspiracji, a nawet co czytają. Lubię poznawać ich spojrzenie na świat. Cenię ich mądrość i często dystans do siebie i innych. Taką osobą jest Pan Andrzej-Ludwik Włoszczyński. Bardzo się cieszę, że miałam okazję go poznać i z nim współpracować. Profesjonalizm i znajomość tematu sprawia, że można być spokojnym o efekt końcowy danego projektu. Byłam również tą szczęściarą, bo Pan Andrzej zaprojektował dla mnie, mój własny monogram. Więcej prac pana Andrzeja możecie zobaczyć tutaj.
Andrzej-Ludwik Włoszczyński zajmuje się projektowaniem. Projektuje logo, logotypy, herby, winiety, piktogramy, monogramy, a także szersze opracowania systemów identyfikacji wizualnej, corporate identity. Tutaj możecie zapoznać się z portfolio. Doradza i pisze na swoim blogu m.in. o logo, znakach i szerzej pojętym wizerunku, reklamie. Jest autorem książek “Projekt Orli Dom” – Studium koncepcyjne wersji użytkowych herbu i godła Rzeczpospolitej Polskiej” (do zakupienia jest tutaj), oraz “Po co ci logo” (dostępna jest tutaj). Pan Andrzej lubi punktualność, rzetelność, dobrą współpracę (co mogę poświadczyć) i nowe horyzonty. Każdy projekt znaku to dla niego kolejne wyzwanie i nowe doświadczenie. Ja szczerze przyznam dużo słów zapamiętałam z naszych długich rozmów telefonicznych i staram się na tyle ile na ile mi się udaje, zwracać uwagę na różne rzeczy, a że pracuję również przy projektach, staram się pamiętać jego słowa. Dlatego cieszę się, że udało mi się po raz kolejny z nim porozmawiać. Zachęcam do przeczytania efektów naszej rozmowy.
Czy dziś łatwo być grafikiem? Kiedy co druga osoba to „grafik i specjalista od reklamy?
No cóż, takie mamy czasy, łatwość dostępu do komputerów i oprogramowania (legalnie czy nielegalnie). Rozbudowanie tychże programów o funkcje ułatwiające projektowanie i w efekcie wszyscy jesteśmy grafikami. Jeśli dołożymy do tego łatwość założenia firmy oferującej taką produkcję, to właściwie mamy pełny obraz. W czasach przedkomputerowych też każdy mógł zostać grafikiem, serio, niestety wymagało to sporej dozy samozaparcia i pokory. Kwestie opanowania warsztatu, opanowania dodajmy manualnego, czas potrzebny na przebicie się przez niechęć grafików dyplomowanych, ważnym czynnikiem regulującym były także cenniki projektowania, skutecznie blokujące nie tyle potencjalnych grafików, co państwowych zleceniodawców. Nie istniało wtedy kryterium “byle tanio” w dzisiejszym rozumieniu i realiach. Teraz mamy wolny rynek i znak można kupić za 5 złotych, ale i za 50 tysięcy złotych, mamy też owo kryterium podstawowe oceny znaku u zleceniodawców – jak najniższa cena. To zresztą widać najlepiej w większości konkursów. Mamy więc rynek podaży i popytu dokładnie taki, jak w innych dziedzinach naszego życia, można kupować marynarki u Armaniego, można i chińszczyznę, dla większości różnica w wyglądzie (bo nie w materiale, trwałości, komforcie noszenia etc), będzie niewielka, zatem po co przepłacać. I tak, jak w wypadku tych producentów ciuchów, mamy rynek dla wyedukowanego klienta i dla niewyedukowanego.
W końcu w dobie internetu znamy się wszyscy na wszystkim, co najlepiej widać po forach internetowych rodem ze Stańczyka, “bo mnie po tym przeszło jak ręką odjął”.
Po czym poznaje się dobry projekt?
Po stronie projektantów będzie to jego estetyka i wykonanie, w efekcie często efektowność bierze górę, po stronie klienta podstawą powinna być efektywność i na ogół jest. W sumie zaś to obie te rzeczy powinny iść w parze, choć moim zdaniem ze wskazaniem na efektywność znaku tak w kwestii jego bezproblemowej implementacji, jak i wynikających z tego kosztów. No i jeszcze dość istotny drobiazg, czyli łatwość zapamiętania i odróżnialność.
Dlaczego minimalizm jest cały czas w cenie?
Mógłbym odpowiedzieć na to pytanie pytaniem – dlaczego aforyzm jest nadal w cenie? Znak to taki aforyzm, maksymalny skrót. Niestety minimalizm ma także swoje rafy, a jedną z nich jest upodabnianie się znaków. Pisałem o tym kilkakrotnie na blogu, piszę także w mojej niedawno wydanej książce “Po co Ci logo?”.
Czym podczas projektowania oprócz faktycznej wiedzy, inspiruje się Pan? Jak trwa taki proces tworzenia?
Łatwiej powiedzieć jak przebiega proces twórczy, niż czym się inspiruję. Bo proces twórczy ma swoje stałe etapy, zilustrowałem je zresztą w mojej książce, a inspiracją może być dosłownie wszystko, od przelatującej ważki po dźwięk piły mechanicznej 🙂
Duże znaczenie ma tu własna, gromadzona latami “biblioteka doznań i obrazów”.
Jakie dziedziny życia pomagają w projektowaniu?
Wszystkie 🙂 bo w końcu nawet zmywanie naczyń, może być tą chwilą na swobodny lot myśli, jak i impulsem kreatywnym. I również w tym samym stopniu potrafią przeszkadzać 🙂
Czy kreatywność jest ważnym elementem tworzenia?
W wypadku znaku, kreatywność jest procesem wynikowym, opartym o solidne podstawy poznania. Jeśli jednak jest to czysta kreatywność, sobie a muzom, może prowadzić na manowce. Proces kreatywny w znaku musi być ograniczany założeniami, na bazie których znak ma powstać, ale to ograniczenie pozwala weryfikować efekt końcowy. Bo w końcu w tej akurat niszy projektowej chodzi nie tyle o efektowność, co efektywność.
Czy grafik powinien iść za panującymi trendami, czy raczej powinien tworzyć według własnego stylu?
Z trendami w projektowaniu jest trochę tak, jak w świecie mody, jedni je wyznaczają inni je kopiują. Trendy jako pojawiające się nowości w podejściu do tematu, mogą być inspirujące do własnych poszukiwań, jednak jako obowiązujący wyznacznik sposobu wizualizowania, mają dość krótkie życie i z racji pojawiającego się nadmiaru naśladowców, szybko tracą atrakcyjność. Nie jest to może specjalna wada dla znaków produktowych, dla znaku firmowego jest to już jednak duże obciążenie, gdy po roku czy dwu znak staje się de mode.
Jest Pan autorytetem dla wielu grafików. A czy Pan ma swój autorytet? Ktoś Pana inspiruje?
Miło to głaszcze ucho, ale w dobie gdy wszyscy twierdzą, że autorytety się zdewaluowały i są przereklamowane jakoś do bycia autorytetem się nie poczuwam 🙂 Choć pewnie dla wnuka w paru kwestiach, szczególnie orła, takim autorytetem okazuje się jestem 🙂
Moim prawdziwym i chyba jedynym niezmiennym, był mój dziadek, który troskliwie uczył mnie życia, i tego wszystkiego co w nim jest ważne. Za to mu bardzo dziękuję, choć stosowanie niektórych zasad, przyznam nie ułatwia mi życia, vide punktualność. Na różnych etapach miałem oczywiście moich mentorów, ludzi będących dla mnie autorytetami, zmieniających się zresztą wraz z moimi zainteresowaniami i zasobem własnej wiedzy. Jednym z cieplej wspominanych był Ryszard Świętochowski, dyrektor artystyczny w Państwowym Instytucie Wydawniczym, wprowadzający mnie w niuanse książki i projektowania dla książki. Co do inspirowania, sprawa jest dość płynna, choć ostatnimi laty mocno inspirują mnie młodzi twórcy z ich nieokiełznaną przekorą, ogromem wyobraźni i totalną potrzebą łamania konwencji. Z przyjemnością obserwuję także to ich odkrywanie nowych światów za pomocą komputerów. W końcu to oni zaczynają już wyznaczać kierunki, w jakich się projektowanie rozwija. Oczywiście nie jest to zachwyt bezkrytyczny, jest wiele rzeczy, które mi nie pasują choć nie oznacza to, że są złe. W końcu wychowując się w erze rocka, nie muszę epatować się najnowszymi grunge czy house, co nie oznacza potępienia w czambuł i nie słuchania.
Musiałam zapytać Pana ulubiona książka, autor?
Kiedyś to był Leśmian, Llosa, Remarque, Lem. Teraz bardziej jestem zainteresowany książkami historycznymi i to raczej w wydaniu poważnym, czyli nie literackim, choć lubię dla odprężenia poczytać coś z fantastyki, typu Sapkowskiego. Może jestem nietypowy, ale na samotną wyspę pewnie szybciej wybrałbym Karafkę La Fontaine’a Wańkowicza, niż Kubusia Puchatka 🙂
Bardzo dziękuję za rozmowę i chciałam Wam jeszcze przedstawić co mówią o Panu Andrzeju inni.
Dobre zrozumienie biznesowych aspektów przedsięwzięcia, profesjonalny warsztat projektowy oraz twórcze podejście do tematu – Mirosław Skotarczyk, Stratosfera
Dokładnie poznaje potrzeby klienta i twórczo przekształca jego pomysły a nie promuje wyłącznie własne wizje artystyczne. Taka postawa pozwala na współpracę dającą zarówno wymierne efekty, jak i prawdziwą satysfakcję obu stron – Sylwester Kołodyński, Prezes Zarządu KASAT