„Nie znoszę tej rasy, z którą razem będąc, jest się zawsze w złym towarzystwie”.
Ecce Homo stanowi dla mnie, moją prywatną biblię. Spisane w książce duchowe doświadczenia filozofa oraz praktyczne wskazówki, obejmują sprawy zdrowia, klimatu, odżywiania się, które zostały przez autora podniesione do rangi prawdy filozoficznej wymagającej “wielkiego zdrowia” w sensie już nie po prostu medycznym, lecz niejako “metafizycznym”. Treść przeplatana prawdami, wędruje głęboko do umysłu czytelnika.
To jest właśnie cały czar jego książek.
Nietzsche zinterpretował swoją twórczość, a także określił jej znaczenie – w proroczej wizji przewidział milionowe nakłady jego dzieł i się nie mylił.
Autor zmitologizował zarówno siebie, jak i otoczenie: książka zawiera napaść na siostrę i matkę, daje też wyraz jego ostentacyjnej niechęci do Niemców i chrześcijaństwa. Podtytuł, nawiązujący do sformułowania Pindara “Stań się, kim jesteś”, stanowi klamrę spinającą tę ostatnią w życiu Nietzschego, książkę z początkami jego twórczości jako filologa klasycznego.
Z jednej strony mamy do czynienia z wykładającym swe prawdy, błyskotliwym, pełnym energii filozofem, z drugiej – szaleńcem bełkocącym niezrozumiałe słowa, szukającym ucieczki od sennych koszmarów w wielkiej, drewnianej skrzyni.
Problemy, które Nietzsche niemal obsesyjnie poruszał w swoich pismach, ujmował często w postaci przeciwieństw: rozum – instynkt, cierpienie i rezygnacja – życie, poprzez odniesienie do biografii konkretnego człowieka, staje się konkretne i namacalne. Zmaganie się dnia z nocą, światła z ciemnością jest jednocześnie zmaganiem się życia ze śmiercią.
Zainteresowały mnie następujące zdania:
(…) że książka mówi o samych takich wydarzeniach, które leżą zupełnie poza możliwością częstego, lub choćby rzadkiego doświadczenia – że jest to p i e r w s z y język dla oddania nowego szeregu doświadczeń. W tym wypadku nie będzie się nic po prostu słyszało, w tym akustycznym złudzeniu, że gdzie nic się nie słyszy, tam t e ż
n i c n i e m a (…)
(…) Znam swój los. Kiedyś przylgnie do imienia mego wspomnienie czegoś potwornego – przesilenia, jakiego zgoła nie było na ziemi, najgłębszego starcia się sumień, rozstrzygnięcia wywołanego p r z e c i w wszystkiemu, w co dotąd wierzono, czego żądano, co uświęcono. Jam zgoła nie człowiek, jam dynamit (…)