Święte słowa profesora Sadulskiego , który nazwał nasz kraj ostatnim bastionem prawdziwego chrześcijaństwa nad Odrą i Wisłą. Pamiętajcie, „prawdziwego”. Bo gdzie tak długo pod krzyżem stoją, a gdzie tak krzyczą jak bardzo kochają Boga, i że wszystko robią w imię Ojca i Syna…
Pytanie, czy ktoś by sobie tego życzył? Tak jak powiedział Stanisław Tym – bardzo współczuję Bogu takich wyznawców. Ja również poruszyłam podobny wątek w swojej pierwszej książce „Nieporządna?”.
Niezależnie od tego, w jakiego kto wierzy Boga, powinien robić to w ukryciu, bez obnoszenia się. To moje osobiste zdanie. Szanuję cudze wybory i nie muszę ich znać. Czy to, jak na swojej piersi będę nosiła kilkudziesięcio centymetrowy krzyż, będzie świadczyło o tym, że mocno wierzę w Boga? Czy krzykacze, ostentacyjnie wychwalający, często sami nie wiedząc co, mają mieć w niebie lepsze przywileje? Niezależnie od tego, czy to niebo istnieje, czy nie. Kto ich w tym utwierdza, kto im tego naobiecywał?
Skąd w naszym narodzie potrzeba sztucznej pruderii i kołtuństwa?
Dlaczego inne kraje potrafią być przyzwoite, dobrze ułożone, tolerancyjne i normalne? Nie obrażające swoich obywateli. Kraje, które uznają nie tylko związki partnerskie, ale i pełnoprawne małżeństwa homoseksualne, przez co ich społeczeństwo czuje się wolne.
A komu by to zaszkodziło? Czy poprzez taką tolerancję, rozpadają się u nich związki małżeńskie? No nie. U nas też by tak było. A święte małżeństwa posłów Giżyńskiego, Cymańskiego i wielu innych, z uwagi na swą “świętość” trwałyby wiecznie. Aha i jeszcze święte trzecie małżeństwo Kłopotka, który z miłości znalazł kobietę… tuż po tym, jak zostawił poprzednią:)
Czasami sama sobie współczuję… Macie tak?