Arcadius Mauritz. Stylizuje, koncypuje, kreuje… Szuka. Bo według niego wszyscy jesteśmy monochromatyczni w oczach świata. Jedynie emocje niczym cięcia dłuta, wyżynają nas gradientem i światłocieniem z wszechobecnej ciemności… Empata, eklektyk… Przede wszystkim człowiek. Poszukuje fantazji i baśni w najprostszych gestach i spojrzeniach. Skupia się na fotografii jako medium wykraczającym poza „fabrykę obrazków”. Zgłębia zagadnienia behawioryzmu, psychologii w fotografii portretowej oraz szuka rozwiązań wykraczających poza przyjęte normy.
Bardzo zależało mi na tej rozmowie i udało się….
Co Ciebie ulepiło, że stałeś się tym, kim jesteś?
Może to dość tendencyjna odpowiedź, ale jestem tym kim jestem z wielu powodów. Jako jednostkę w społeczeństwie ukształtowali mnie rodzice, jako artysta ukształtowałem się w dużej mierze sam oraz za sprawą ludzi, których spotkałem na dłużej na swojej drodze. Innymi słowy jestem sumą zdarzeń i doświadczeń.
Kobieta jest źródłem Twoich inspiracji. Co najbardziej w nich lubisz? Salvador Dali twierdził, że kobieta jest boskim źródłem ogłupiania mężczyzny:)
Kiedyś bym powiedział, że bez wahania potwierdzam tę tezę. Dziś jednak twierdzę, że nie tylko kobiety, ale ludzie w ogóle są inspiracją dla wszelkiej sztuki. To co się w nich dzieje, to jak przeżywają swoje sukcesy i porażki, to jak interpretują swoje doznania, to jak siebie projektują innym i sobie samym. Pracuję obecnie nad projektem „Balkon Arcadiusa”, w ramach którego pojawią się ludzie ciekawi – bardziej z punktu widzenia tego co robią i jaką radość z tego czerpią, niż z punktu widzenia stricte estetycznego, choć ten jest niezaprzeczalnie ważny. Będą opowiadać o swojej pasji, jak to wpływa na ich życie i formowanie się ich osobowości. Myślę, że powstanie z tego dobry materiał zarówno merytorycznie jak i zdjęciowo.
Wracając jednak do Twojego pytania. Kobieta jest inspiracją i powszechnym tematem fotografii, choć dla mnie, jako fotografa, jest dużo większym wyzwaniem fotografowanie kobiet niż mężczyzn. Mimo iż w pewnym sensie kobietę możemy zaprezentować w niezliczonej ilości konwencji, mężczyzna jest prostszy do „ogrania”. Nie zmienia to jednak faktu, że w kobietach fascynuje mnie ścisła relacja między archetypem piękna, które reprezentują a siłą ich charakteru, intuicji i inteligencji emocjonalnej. Czasem mam wrażenie, że wykształciłem u siebie osobowość mnogą – portrecisty z uwielbieniem dla minimalizmu i prostoty; fotografa mody z nieprzymierzalnie odjechanymi pomysłami oraz rzemieślnikiem i najemnikiem. Kiedyś gdzieś powiedziałem o sobie, że „artystą jestem – rzemieślnikiem bywam”.
W którymś z wywiadów mówiłeś: im bardziej wchodzisz w głąb siebie i procesu jaki się w tobie odbywa, tym mocniej odczuwasz wielką satysfakcję jaką można czerpać ze stwarzania obrazu, projektowania wycinków własnego, nieco skrzywionego świata w formie fotografii. Czy według Ciebie fotograf to ten, który jest natchniony, czy raczej ten, który swoimi pracami jest w stanie natchnąć innych?
A co to znaczy być „natchnionym”? Wydaje mi się, że artyści mają po prostu do dyspozycji odpowiednie narzędzia, talent – poparty ciężką pracą, warsztatem oraz nieszablonowym myśleniem, dzięki którym tworzą swoją sztukę. A sztuka jest celem sama w sobie. Jest medium, które niesie wartość estetyczną, merytoryczną, historyczną czy nawet społeczną. Jeśli skłania do odczuwania lub myślenia to też inspiruje. Zatacza koło. Moja fotografia nie byłaby taka jaka jest, gdyby nie wypadkowa mojej miłości do pracy takich znanych fotografów jak Paolo Roversi czy Peter Lindbergh oraz mojego własnego wartościowania i postrzegania świata.
Jak wydobywa się z drugiej osoby jej cząstkę, duszę, empatię? Jak głęboko można wniknąć w emocje drugiego człowieka i czy jest to łatwe?
Ehhh… to trudne i dość skomplikowane zagadnienie. Nie chciałbym go spłycać, ale postaram się wytłumaczyć swój pogląd na ten temat.
Empatia jest przymiotem każdego człowieka, jedni mają jej więcej, inni mniej. Jest natomiast zjawiskiem, które w pracy fotografa jest nieocenione. Umiejętność wejścia w relację z osobą fotografowaną, szczególnie kiedy poznajemy kogoś zupełnie nam obcego, w bardzo krótkim czasie, to podstawa w byciu skutecznym.Empatia to nie tyle zdolność do przejmowania czyichś emocji, ale, w tym szczególnym kontekście, umiejętne ich pokierowanie czy też nawet generowanie, tworzenie intymnej atmosfery, dzięki której osoba fotografowana nie boi się otworzyć na fotografa, pokazać tego przysłowiowego „kawałka duszy”. Pięknie o tych zagadnieniach piszą mistrzowie retoryki czy teorii fotografii tj. Roland Barthes, Susan Sontag…
Dusza to stan pejzażu, czy raczej pejzaż jest stanem duszy?
Fotografia jest zawsze tym co przedstawia. Fotograf natomiast decyduje o tym jednym wyjątkowym momencie, kiedy odważy się nacisnąć spust migawki. To ten ułamek sekundy odpowiada za to jak wygląda rzeczywistość na fotografii. A wybór owego „decydującego momentu” wypływa prosto z tego jak widzimy świat, ludzi oraz tego co nam się podoba lub nie.
Jaka tajemnica tkwi w zdjęciach czarno białych? I dlaczego mówi się, że kolor przytłacza?
Fotografia czarno-biała ma w sobie tę magię, która uwydatnia formę, kształt i grę światła, dzięki czemu, w moim odczuciu łatwiej jest nakierować odbiorcę na konkretny przekaz lub kontekst. Czarnobiel bywa graficzna, według mnie jest podświadomą reprezentacją uzupełniających się przeciwieństw, jak w znaku Ying-Yang. Działa na wyobraźnię.
Jak wykonać fotografię, żeby pozostawić odbiorcy przestrzeń na domysły?
Nie pokazując wszystkiego.
Potrafiłbyś sfotografować śmierć? A może już to zrobiłeś?
Roland Barthes napisał, że „Można by powiedzieć, że Fotografia zawsze zabiera ze sobą swoje odniesienie: ona i ono, dotknięte tym samym miłosnym lub żałobnym znieruchomieniem, pośród dziejącego się świata.” Z grubsza więc mówiąc fotografia sama w sobie jest pochwałą śmierci i nieśmiertelności jednocześnie : śmierci momentu, czasu, w którym powstaje oraz nadaniem nieśmiertelności obiektowi, który fotografujemy.
Czy możliwe jest, żeby zły gust był twórczy, czy fascynuje Ciebie bardziej piękno i estetyka?
Kicz wykorzystany intencjonalnie też może być sztuką, wspomniany Salvador Dali jest tego idealnym przykładem (mam nadzieję, że się nie narażę tą opinią historykom sztuki 😉 ) Ostatnio miałem przyjemność współpracować z niesamowicie kreatywnym grafikiem Szymonem Kurpiewskim, który zainspirowany moimi zdjęciami stworzył z ich wykorzystaniem serię kolaży w swoim stylu. Są tak samo kontrowersyjne jak pełne kiczu, ale kiczu kontrolowanego i zamierzonego, dzięki temu tak fascynujące.
Czy zazdrość innych fotografów jest termometrem Twoich sukcesów?
Nie. Zazdrość dla mnie jako twórcy, ale również jako człowieka – jest uczuciem wyniszczającym i bezproduktywnym, w związku z czym przeze mnie unikanym w każdym możliwym sensie tego słowa.
Skupiasz się przede wszystkim na portrecie i stylizacji kreatywnej; sięgasz również do aktu, starając się by nagość jako taka była stanem świadomości, nie zaś skupienia. Czy według Ciebie erotyzm powinien być brzydki czy piękny?
Erotyzm jest ani brzydki ani piękny. Jest taki jacy są ludzie. To media każą nam wartościować ten najintymniejszy z walorów ludzkiego życia, wpychając nam do oczu i głów wizję seksualności w krzywym zwierciadle.W fotografii decydując się na pokazywanie nagości traktuję ją jako kolejny środek wyrazu, podkreślnik, nic ponad to.
Sesja, którą najbardziej pamiętasz?
Nigdy nie wiem co na takie pytanie odpowiedzieć. Każdą sesję pamiętam i każda jest na swój sposób wyjątkowa. Ale na pewno nie zapomnę pierwszej sesji z gwiazdą międzynarodowego formatu, ex-modelką i piosenkarką, Imany.
Zupełnie przypadkiem dowiedziałem się, że będzie w Polsce występować 2 razy, w Warszawie i Szczecinie. A ponieważ w tamtym czasie powstał mój projekt „BLASK” (projekt fotograficzny o kobietach i z udziałem kobiet – przeciw dyskryminacji), postanowiłem napisać maila. Nie liczyłem, że otrzymam jakąkolwiek odpowiedź, ale napisałem, zaryzykowałem, bo w sumie nie miałem nic do stracenia. A odpowiedź jednak nadeszła. Radochę miałem nieprzeciętną. Dograliśmy szczegóły, pojechałem do Szczecina i po koncercie, na zapleczu sceny w Operze Szczecińskiej, miałem dosłownie 7 minut na zrobienie zdjęć Imany – mojej pierwszej zagranicznej Gwieździe.
W 2014 roku przekazałem jej portret do aukcji charytatywnej organizowanej przez Omenaa Mensah Foundation, aby wesprzeć budowę szkół dla najbiedniejszych dzieci w Ghanie. A w tym roku ten sam portret Imany ona sama zdecydowała się użyć do promo (plakat) koncertu charytatywnego na rzecz Fundacji ENDOMind zajmującej się tematyką kobiet chorych na endometriozę we Francji. Plakat pojawił się w paryskim metrze i przestrzeniach miejskich oraz trzykrotnie we francuskiej telewizji. Jak tak pomyślę od czego się to w sumie zaczęło, uśmiecham się do siebie, bo…warto było napisać tego maila. Warto było też czekać. To taki mój mały sukces z którego jestem dumny.
Mówi się, że klasycy są zimni, bo ich płomień jest wieczny. Ty bardzo lubisz klasykę w fotografii, minimalizm i prostotę. Czy zgadzasz się z takim stwierdzeniem?
Historia zatacza koło, zawsze. Leszek Kołakowski pisał, że „Teraz jest to samo co kiedyś, tylko że bardziej.” I tak też zawsze będzie. Zawsze będziemy się inspirować tym co było, wracać do korzeni. Zawsze też będziemy naukę fotografii zaczynać od trójpodziału czy innych klasycznych zasad kompozycji. Ale prawda jest taka, że styl zaczyna się kształtować dopiero wtedy, kiedy zaryzykujemy i zaczniemy te zasady łamać, eksperymentować i szukać swojego sposobu ekspresji.
Uważam, że owa „klasyka” u mnie przejawia się przede wszystkim we wspomnianej prostocie. Ale czym jest prostota w mojej fotografii? Tym, że jest głównie czarnobiała. Zupełnie inaczej by się ją czytało, odbierało, gdyby jednak była kolorowa. Kolor nadaje ton, manipuluje zmysłami, jest plamą; upraszcza percepowanie fotografii, bo nie wymusza na odbiorcy analizy, ułatwia wyobrażenie sobie odniesienia do rzeczywistości…( choć wielbiciele malarstwa pewnie by się ze mną nie zgodzili)
Czy to prawda, że jeśli bawisz się w geniusza, stajesz się nim?
A czy jeśli dla zabicia czasu zaczynasz robić zdjęcia to stajesz się fotografem?