Nie zaskoczę Was kiedy napiszę, że z Małgorzatą Sajur poznałam się przy okazji konkursu Placebo. Oprócz wspaniałych prac, które otrzymałam na swoją skrzynkę, poznałam wiele interesujących i wartościowych osób. Małgorzata jest jedną z nich. Miałam wielką przyjemność zaprosić ją do Fabryki Ludzi.
W jednym z materiałów powiedziałaś, że fotografia to może forma ucieczki w nieprawdziwy świat. Dlaczego poszukujesz innych światów, skoro mamy ten jeden realny? Czy ten realny wywołuje, tak jak u mnie, pobłażliwy uśmiech?
Świat jest piękny, bywa że ludzie mnie rozczarowują. Najbardziej obłuda, bezrefleksyjność, nieczuły stosunek do zwierząt i pogoń za pieniądzem. Dlatego postanowiłam stworzyć sobie azyl. Mam świat, w którym otaczam się życzliwymi i inspirującymi ludźmi, zwierzętami (nawet w tej chwili mój kot wygrzewa mi kolana), dobrą fotografią, piękną muzyką i zapachami. I do niczego się nie zmuszam. Umyję okna nie z powodu zbliżających się świat, ale dlatego że właśnie dziś mam na to ochotę. Nie będę się uśmiechać do niedobrych ludzi lub klaskać na zawołanie, tylko dlatego że inni tak robią. Nie karmię się złymi wiadomościami, których w mediach jest nadmiar. Nie interesuje mnie świat celebrytów, gadżetów i tandetnej muzyki. Mam dużo czasu na pobycie ze sobą i aparatem fotograficznym. Na wyciszenie się i przemyślenia. To mi daje dobrą energię.
Czy intymność emocji i uczuć widoczna na fotografiach wykonanych przez Ciebie nie obnażają ich zbyt mocno? Skąd potrzeba u niektórych osób, artystów, pisarzy dzielenia się z innymi swoimi przeżyciami, odczuciami, wrażliwościami? Oczywiście to samo pytanie mogłabym zadać sobie…
Zdecydowanie jest to jakaś forma ekshibicjonizmu. Mimo to, nie wstydzę się pokazywania swoich emocji na zdjęciach. Jak miałabym być nieprawdziwa, asekuracyjna, to wolałabym odłożyć aparat na półkę. Już przestałam przejmować się reakcjami tych, którzy nie rozumieją moich zdjęć, a szczególnie opiniami ludzi, którzy z fotografią nie mają nic wspólnego. Skąd potrzeba dzielenia się swoimi zdjęciami?
Oczywiście mogłabym fotografować tylko dla siebie i nikomu ich nie pokazywać jak np. niedawno odkryta genialna Vivian Maier. Ale w większości z nas jest jednak potrzeba dzielenia się odczuciami, łączenia się w grupy, szukania bratnich dusz. Kogoś kto powie –„ czuję to co pokazujesz. Mam tak samo!” Zaryzykuję stwierdzeniem, że każdy z nas potrzebuje akceptacji, dowartościowania. Bo któż z nas nie lubi być chwalony?
Czy już potrafisz swoimi fotografiami zadziwić samą siebie? Gdybyś miała swoje fotografie odnieść do literatury, muzyki, filmu. Jakie byłyby to tytuły, nazwy?
Czasem jestem zadowolona, że udało mi się pokazać fotografią coś w sposób niebanalny i to jakie pomysły rodzą się w mojej głowie. Ale przez to, że mam dużo krytycyzmu w sobie, często już następnego dnia odczuwam niedosyt. Jakoś nie wyobrażam sobie, żebym sama o sobie pomyślała „Rzaba, jesteś świetna!” Uważam, że to dobrze, bo wtedy straciłabym motywację do dalszego rozwoju. Zatrzymałabym się.
Dość często słyszę, że moje fotografie, zwłaszcza te wykonane na długich czasach naświetlania, doskonale współgrają z poezją. Po dwóch latach współpracy, niecały miesiąc temu został wydany tomik poezji „Duch osobny” Eligiusza Buczyńskiego, w którym moje zdjęcia dopełniają jego teksty. Skłamałabym mówiąc, że czytam poezję na co dzień, bo tak nie jest. Uczę się dopiero rozumieć wiersze. Inaczej jest z muzyką, która towarzyszy mi właściwie cały czas. Muzyka bardzo różna, ale zawsze dobra. Ostatnio wsiąkłam w muzykę filmową. Brzmienie Ryuichi Sakamoto czy Craiga Armstronga porusza moje najczulsze sfery. Gdybym umiała zagrać moje fotografie to brzmiałyby właśnie takimi tonami. Jest tam wszystko co pokazuję na fotografiach – przemijanie, samotność, cisza, ale też jakiś niepokój i rozdarcie.
Twój mistrz? Czy to dobrze mieć swojego guru, czy niebezpieczeństwo tkwi w naśladowaniu jego?
Podziwiam bardzo wielu mistrzów fotografii. Pierwszy z nich, który przyszedł mi do głowy to Alexey Titarenko ze swoimi niezwykłymi fotografiami wykonanymi na długich czasach naświetlania. No i wspaniała Sally Mann z serią „What remains”. Oraz wielu z agencji „Magnum”- choćby Elliot Erwitt czy Henri Cartier-Bresson ze swoim „decydującym momentem”. Czerpie od nich inspirację, ale na pewno nie chciałabym ich kopiować.
Co najbardziej Ciebie inspiruje? I czy pamiętasz czas, w którym doznałaś ekstazy twórczej?
Gra światła, muzyka, sny, inność, ludzie z pasją, migawki z życia, własne spostrzeżenia – to wszystko potrafi mnie zainspirować i powodować, że chce mi się fotografować.
Kiedy doznałam ekstazy twórczej?
Nie nazwałabym tego ekstazą, bardziej potrzebą tworzenia, ale rzeczywiście coś takiego się wydarzyło w moim życiu.
Przeprowadziłam się do wymarzonego domu i zamiast szczęścia poczułam pustkę. Pomyślałam, że już nic dobrego w życiu mnie nie spotka. Zbiegło się to z przekroczeniem magicznej 40-tki i innych zdarzeń bardzo osobistych. Po kilku latach, gdy już przewartościowałam swoje życie sięgnęłam po aparat, którym wcześniej robiłam fotograficzną dokumentujące kolejnych etapów budowy. Po krótkim okresie robienie powtarzalnych zdjęć kwiatków i zachodów słońca, poczułam potrzebę pokazywania czegoś więcej. Siebie z tamtego smutnego czasu po przeprowadzce… swoich obaw, uczuć i ówczesnego postrzegania rzeczywistości. Tak, to właśnie wtedy zaczęłam świadomie fotografować.
Od tego czasu mam poczucie, że robię dużo dla siebie. Utrwalanie tego co czułam w tamtym czasie paradoksalnie powoduje, że bardziej doceniam teraźniejszość.
Pojawienie się fotografii w moim życiu wiele zmieniło. Teraz czuję się kompletna. Nie mam syndromu opuszczonego gniazda jak wiele moich rówieśniczek, nie żyję życiem innych ludzi. Jestem wolna, bo robię to co lubię otoczona życzliwymi ludźmi.
Kilka słów o Małgorzacie Sajur: z zawodu nauczycielka w-f w LO Oława. Absolwentka Miedzynarodowego Forum Fotografii „ Kwadrat” we Wrocławiu. Pasje- fotografia, zwierzęta i rower. W styczniu 2014- wystawa w artpub galeria, Publikacje – sZAFa, graffus art&desing, zapraszam na blog okiemrzaby.blogspot.com oraz malrzaba.digart.pl