Nie mogłam sobie odmówić napisana czegoś na temat Henry Millera. Zacznę jego słowami:
„Wszystko co wyraziłem poprzez moje dzieło, jest wtórne: to jest to, co mogłem zrobić najlepszego; albo wam to odpowiada, albo nie. I jeszcze: jeśli to nie jest literatura, możecie to nazwać jak wam się podoba. Nie będę miał wam tego za złe.”
Mały Henry wcześnie poznał swój świat, świat ulicy, skrzyżowań, ślepych zaułków, pustych dziedzińców, gdzie jak brudne anioły, fruwały strzępy papierów.
Zamieszkuje na Decatur Street, gdzie zderza się z brutalną egzystencją pozamaciczną. Tam nastąpiło jego prawdziwe narodzenie, właśnie tam… na ulicy pierwszych smutków. Miller posiada skłonności masochistyczne, posiada słabość do mędrców Wschodu. Dużą uwagę przykłada do horoskopów. Jego data urodzenia wpłynie na jego filozofię, którą sobie dorobił na temat własnego przyjścia na świat.
Jego rodzice ani razu nie otworzyli drzwi prowadzących do wnętrza duszy… Teraźniejszość stanowiła jedynie dla niech pomost. Tak przez całe swoje życie wszyscy jęczeli na tym pomoście, wtórując jękom świata. Ja też słyszę na co dzień takie jęki. Najśmieszniejsze jest to, że żadna z tych osób nie pomyśli, żeby wysadzić ten pomost w powietrze…
Miller poznawał nauki filozoficzne, dzięki czemu poznawał coraz bardziej świat. Rozważał kwestię nieśmiertelności duszy, to, że śmierć jest jedynie innym wymiarem życia, doszukiwał się łączności z kosmosem, interesował się kontemplacją i zmartwychwstaniem. Pragnął odnaleźć Boga, jednak nie zamierzał nawiązywać kontaktu z jego pośrednikami, czyli Chrystusem, czy Buddą. Nie chciał, żeby pomiędzy nim, a Bogiem ktoś stał.
Miller lubił ludzi, którzy monologowali. Sam do swoich książek wprowadzał niewiele dialogów. Zachował w ten sposób postawę dziecka. Godzinami wpatrywał się w maszynę do pisania, przemawiając do niej podczas swoich samotnych godzin. Kończyło się to halucynacjami lub ekstazą. Snuł w ten sposób swoją wizję świata. Obserwował jak świat się pogrąża.
Noce i dnie spędzał na czytaniu lektur.
„Nie myślałem o seksie, jako czymś wyjątkowym, ale jak o jedzeniu, piciu, myśleniu itd.”
Były to czasy głębokiego purytanizmu, gdzie seks był tematem tabu, był wolnością, którą trzeba było ujarzmić, stłamsić. Dziś jest podobnie, epatowanie seksem jest nadal haniebne. Gdyby ludzie jednak realizowali swoje wewnętrzne pragnienia, nic nie byłoby obsceniczne.
Najważniejsze jest odkrywanie i wyrażanie siebie. Dla Millera sztuka była nierozerwalnie związana ze strumieniem życia.
Mówił: „jestem głęboko przekonany, że większość tego, co moi sąsiedzi nazywali dobrem, jest złem, i jeśli mam za coś przepraszać, to za moje dobre zachowanie.”
Treści wyrażane przez Millera nie posiadały jedności, struktury, tak, że czytelnik gubi się w plątaninie obrazów i zdarzeń. Twierdził, że gro autorów jest przejęta stylem, a to powoduje, że nie potrafią wydać ziarna w czystej postaci. Intensywność uczuciowa zawarta w książkach Millera daje pojęcie o intensywności szykan, jakich istota ludzka doznaje ze strony społeczeństwa.
„Trzeba mieć chaos w sobie, by porodzić gwiazdę tańczącą.”