Bardzo lubię filmy Woodego Allena. Ostatnio oglądałam „O północy w Paryżu”, którego akcja toczy się w stolicy światowej mody. Dla tych, którzy nie widzieli tego filmu, a kochają Paryż, to niebywała okazja by przespacerować się klimatycznymi uliczkami tego wiecznego miasta.
Nie ukrywam, że oglądałam dużo filmów reżysera – „Klątwa skorpiona”, „Wszystko gra”, „Życie i cała reszta”, „Melinda i Melinda”, „Co nas kręci, Co nas podnieca”, „Sen Kasandry”, „Scoop – Gorący temat”, „Vicky Cristina Barcelona”, „Drobne cwaniaczki”, „Poznasz przystojnego bruneta”… Ich ironia, relatywizm, prawdziwość problemów, których bagatelizowanie przybiera ciekawą nienatrętną formę, jest dla mnie bardzo naturalna i znajoma. Czasami ma się wrażenie, że reżyser na co dzień żyje wśród nas i wie co myślimy, co czujemy, co widzimy, co robimy…
W mojej głowie pozostało wiele jego filmów, ale bardzo polecam „Koniec z Hollywood”. Ten prześmiewczy film jest idealną rozrywką. I choć niektórzy piszą, że geniusz reżysera już przebrzmiał, że blask jego sławy przemija, tak za każdym razem chętnie oglądam jego produkcje, gdzie pomiędzy błahostkami można dopatrzeć się sytuacji z życia wziętych. I okazuje się, że reżyser cieszący się wielką sympatią, posiadający wielką sławę, doskonale rozumie przeciętnego człowieka. Chylę czoło w jego stronę.