To trzeci dzień, kiedy trwa konkurs Placebo. I szczerze przyznam, że ewidentnie nasze społeczeństwo jest podzielone i to nie tylko pod względem politycznym. Wiem, nie jestem odkrywcza, ale kiedy odczuwasz to na własnej skórze, to momentami masz dość i zastanawiasz się, po co coś robisz?
Jak zawsze dostaje gwóźdź, który wystaje…. Kiedy wychodzisz z kolektywu, wystawiasz swoją głowę, możesz jedynie dostać łopatą.
Gdyby ktoś znał intencje jakie przyświecały mi przy organizacji konkurs, nie wiem czy by uwierzył. Usłyszałam już, że szukam jelenia, który za darmo zaprojektuje mi okładkę. Usłyszałam, że Wydawnictwo powinno się wstydzić, ponieważ chce zaoszczędzić pieniądze i szuka kogoś, kto zaprojektuje okładkę za darmo, inni, że szukam rozgłosu. A to dopiero trzy dni.
Gdyby nie takie portale jak ateliora.com, a także psdblog.pl, graffus.com oraz Związek Polskich Artystów i Fotografików straciłabym wiarę, w to co robię. Czyli jak zwykle. Pomijam fakt, że nawet moich 1400 “znajomych” na fb nie kliknęło “lubię to” (a to niestety oznaka, że ktoś lubi to co robisz – wyraz sympatii). No może nie lubią, ale kiedy widzę co lubią…
Co tu dużo pisać…. A więc chciałam zorganizować konkurs na okładkę, po to, żeby połączyć literaturę i fotografię czy grafikę. Chciałam pokazać jak ważny jest obraz. Jak można inaczej odczuwać książkę niż tylko przez pryzmat treści. Zawsze miałam na to pokusę. Wciąż uważam, że okładka jest ważnym elementem książki i nie chodzi mi tylko i wyłącznie o marketing, ale piękno jakie może być utrwalone w obrazie. Piękno, które ściśle powiązane jest z moja wyobraźnią. Czyli zderzenie dwóch wyobraźni artysty fotografika lub grafika/ilustratora oraz skromnej pisarki, przez małe p.
Aha, dziękuję Wydawnictwu Papierowy Motyl za wsparcie w działaniach.