Żeby nie było za słodko podobnie do wszechobecnej głupoty, denerwuje mnie przeintelektualizowanie…
Czyli mniej więcej chodzi o osoby, które „kontemplację zwiędłej trawki na stokach Gubałówki, przekładają nad wycieczkę autem na Riwierze”. Oczywiście nie mam nic przeciwko Gubałówce (bardzo mi się tam podoba), mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi… O intelektualny bełkot…
Najważniejsze, żebyśmy w życiu byli szczerzy i nie dopasowywali się do „towarzystwa”. Niech artyści mają swoją wewnętrzną wolność, ale niech na siłę nie będą „ascetami”. Niech będą bezwzględnie szczerzy. Niech żyją tak jak czują, a na bazie tego, tworzą swoje dzieła i nie próbują nikogo naśladować. To będą prawdziwe dzieła (!)
„Ile mam co do powiedzenia, żadna nauka, tysiąc akademii nie zdoła tego we mnie zabić.”
Pamiętajcie, że „męczeństwo dla formy zewnętrznej jest rzeczą śmieszną.”
nameless-enemy.tumblr.com