Płynie duża krytyka w kierunku książki „50 Twarzy Greya”. Co ja mam na ten temat do powiedzenia? Są dwie strony medalu. Pierwsza to taka, że nie jest to rodzaj książek, jakie lubię. Ciężko by mi było przebrnąć przez tego typu literaturę, czytałam jedynie fragmenty. Niezależnie od tego czy chcemy tego czy nie, to do literatury książka ta się zalicza.
Myślę sobie jednak, że czytanie jej jest porównywalne z tym, jak idziesz do kina na komedie i wychodzisz po seansie mówiąc, głupkowaty film. Ale jeżeli idziesz na komedie, to nie można nastawić się, że będzie to ambitny film z wyszukanym wątkiem. Nie lubię komedii to ich nie oglądam, ale inni lubią i to szanuję.
Myślę, że każdy rodzaj książek jest potrzebny. Po co?
Po to, żebyśmy czytali. Może to być nawet rozbudowana instrukcja obsługi. Cieszy mnie fakt, że czyta tyle osób. Bo przecież „50 Twarzy Greya” przeczytały miliony ludzi. Coś w tym jest. Może część osób potrzebuje lekkiej, a nawet głupiej rozrywki? Może potrzebuje wolności, nawet prymitywnej, na kartkach papieru. Nie ważne co, ważne, żebyśmy czytali. Nie będę tu krytykować książki, tym bardziej, że stała się pewnego rodzaju fenomenem. Niezależnie od konsekwentnej reklamy.
Dla mnie “50 Twarzy Greya” to również reklama “czytania”.