Czytam Dzienniki Kafki. Czytam i myślę, jaka szkoda, że tak krótko żył, zaledwie 41 lat… To zbyt krótko, na autora tak świetnych powieści. Ciekawa osoba, która męczyła się w pracy na pełnym etacie. Praca zawodowa zabierała jemu codziennie zbyt dużo czasu, energii i podgryzała jego psychikę…
Kiedy czytałam jak bardzo męczył go brak energii na literaturę, doskonale to rozumiałam. Szczególnie, że najświeższy umysł mamy rano, a wtedy siedzimy przy biurku i realizujemy tematy dalekie od literatury…
Codzienność wyjada nam rozum, kawałek po kawałku chcąc udowodnić, że nasze miejsce jest „nigdzie”. A kto Ciebie zrozumie? Jedynie osoba pisząca lub osoba tworząca. Artysta, który boryka się z brakiem zrozumienia, z odrzuceniem. Kiedyś oglądałam dokument o Stefanie Chwinie, którego żona skrupulatnie broni i pielęgnuje umysł pisarza, zważając na jego delikatność, wrażliwość itd. Izoluje go od innych. Podczas kiedy ludzie „zjedliby go” pewnie przy pierwszej lepszej okazji.
Dlatego szkoda, że Kafka tak krótko żył. Tych czterdzieści jeden wiosen przyniosło literaturze tylko trzy powieści, w tym jedną nieukończoną… Już teraz wiem dlaczego… I już wiem, że nie mogę się obrzucać błotem, mówiąc, że jestem leniwa i dlatego mam na swoim koncie dopiero trzy książki. Nie, ja zrozumiałam, że jestem tak bardzo wyczerpana, że nie mam siły usiąść i pisać. Realia codzienności nie mają litości, dlatego wybaczam sobie, że nie piszę książki za książką. Przy pełnym etacie, ba… dwóch etatach to cud, że w ogóle publikuję….
Obiecałam sobie, że w tym roku odwiedzę muzeum i miejsca, które odwiedzał Franz Kafka w Pradze. Oczywiście napiszę o tym.