Dagmarę Weinkiper-Hälsing poznałam zanim wydała swoją książkę „Dziecko ze szkła In vitro – moja droga do szczęścia”.
Urodziła się we Wrocławiu, pochodzi z Bogatyni, absolwentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Wrocławskiego, a także Wydziału Teatralnego Studium Kształcenia Animatorów Kultury i Bibliotekarzy we Wrocławiu. Fascynuje się teatrem, malarstwem i muzyką. Na stałe mieszka w małej szwedzkiej miejscowości, w której wychowywał się i dorastał jej mąż. Pracuje w Urzędzie Gminy Edsbyn. Matka trójki dzieci: córeczki Lilly i bliźniąt Noela i Leona.
Dlaczego mnie Dagmara zainteresowała? Dlatego, że opisuje w swojej książce w sposób subiektywny, a zarazem humorystyczny, przeżycia, przemyślenia oraz przebieg procedury in vitro od strony pacjenta. Jej zapiski są głosem osoby wierzącej, a jednocześnie głosem matki ukochanych dzieci, których nie byłoby na świecie gdyby nie cud in vitro.
Książka została objęta patronatem przez Stowarzyszenie na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian”. Kiedy przeczytacie wywiad, który udało mi się przeprowadzić z Dagmarą, zrozumiecie dlaczego poprosiłam ją o to, by pojawiła się w Fabryce Ludzi na naszym blogu. Książkę można kupić tutaj. Zachęcam do przeczytania fragmentów książki tutaj.
A oto wywiad z bardzo interesującą osobą, która zaraża swoim ciepłem, zdecydowaniem i ogromną ODWAGĄ.
Skąd w Tobie taka odwaga? Bo musze przyznać, że jestem pod wrażeniem z uwagi na kontrowersyjność tematu, jakim jest in vitro w Polsce…
To nie jest odwaga. To jest raczej wyraz oburzenia na panująca sytuacje w Polsce. Na Bezmyślność i głupotę ludzi wypowiadających się publicznie na temat zapłodnienia pozaustrojowego nie mając tak naprawdę o nim pojęcia. W Polsce co czwarta para ma problemy z zajściem w ciąże a niepłodność jest poważną chorobą. Polska jest jedynym krajem Europy, w którym kwestia ivf nadal pozostaje nieuregulowana. Prawo człowieka do korzystania z medycyny nowoczesnej ograniczone. Jestem tym faktem głęboko poruszona. Stąd decyzja o wydaniu mojego pamiętnika. Nigdy nie należałam do osób, które potrafią milczeć. Jestem za sprawiedliwością i szacunkiem do danego człowiekowi przez prawo wyboru. Marzę o tym żebyśmy przestali osądzać i piętnować innych a zajęli się swoim sumieniem.
Zauważyłam, że ludzie bardzo pozytywnie reagują na twoją książkę, sama muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem. Poczułam ukłucie w sercu i kobiecą solidarność. Ten temat jest bardzo emocjonalny…Co czułaś pisząc książkę? Czy jest to pewnego rodzaju wyrzucenie z siebie doświadczeń, które nagromadziły się, czy jest to pewnego rodzaju wsparcie dla innych rodziców, którzy są na podobnej drodze?
W 2006 roku okazało się, że nigdy nie zostaniemy rodzicami samodzielnie. Zostaliśmy postawieni przed wyborem, który odmienił nasze życie. Podjęliśmy decyzję, aby walczyć o dziecko. Postanowiliśmy podejść do in vitro. Nie była to decyzja łatwa. Nie była to decyzja pozbawiona rozważań moralnych. Nie potrafiłam sobie sama poradzić ze swoimi myślami. Potrzebowałam je w jakiś sposób uszeregować. Przyjrzeć im się z bliska, ugryźć, przetrawić i nabrać energii do tego, żeby stawić czoła nadchodzącemu dniu, codziennie. Wtedy zaczęłam pisać bloga. Stałam się wirtualną TUVĄ.
Popularność bloga przerosła moje oczekiwania a moja historia stała się ważna dla innych. Wiem, ze wielu pomogłam w trudnych chwilach. Blog dawał mi poczucie tego, że nie jestem sama w problemie i że ja mogę mieć znaczącą rolę w pomocy drugiemu człowiekowi zmagającemu się z tym samym…
Po urodzeniu naszej corki, Lilly pisałam dużo rzadziej, wtedy też powstała myśl o wydrukowaniu, wydaniu książki dla niej. Po urodzeniu chłopców ta myśl stała się jeszcze silniejsza. Myślałam o self publishingu, kilku egzemplarzy które mogłabym sfinansować i ofiarować naszym dzieciom kiedy będą starsze. W tym samym czasie coraz częściej zaczęto mówić o in vitro w Polsce. Coraz dobitniej i krzywdząco prezentowano zapłodnienie pozaustrojowe w polskich mediach. Początkowo śmiałam się czytając wypowiedzi ludzi zajmujących ważne stanowiska a nazywających dzieci poczęte dzięki ivf dziećmi frankensteina. Geografia poczęcia zaćmiła prawdę o problemie o cierpieniu o chorobie. W pewnym momencie miałam wrażenie, że coś wymyka się spod kontroli i jest w moim odczuciu łamaniem praw człowieka. Nazywanie dzieci poczętych dzięki ivf mordercami swojego nienarodzonego rodzeństwa świadczy o niedouczeniu i ignorancji. Najstarsze dziecko ze szkła w Polsce ma już 23 lata, te dzieci są niejednokrotnie dyskryminowane i obrażane. Aby w pełni zrozumieć wagę problemu odsyłam do raportu pod tyt. “Dzieci urodzone dzięki procedurom wspomaganego rozrodu. Prezentacja problemu w polskich mediach i debacie publicznej. Wybór.”
Wtedy zdecydowałam się na wydanie pamiętnika w formie książkowej.
Mam nadzieje, że moja historia parom kroczącym wyboistą drogą IVF będzie niosła nadzieję w chwilach zwątpienia, bo warto walczyć o prawo do bycia rodzicem. I mam ogromną nadzieję, że niektórym oczy otworzy na prawdę o ludziach chorych na niepłodność, na niezrozumienie społeczeństwa…
Czy miałaś jakieś opory religijne? Co czuje osoba, która stoi przed takim wyborem?
Jestem wychowana w tradycji katolickiej. Tradycji miłości wiary, nadziei i nieszkodzenia bliźniemu swemu. Z domu wyniosłam wiarę w człowieka, w postęp nauki i medycyny, ale także umiejętność samooceny, zdolność do samodzielnego podejmowania decyzji, do analizy. Mam ciągle w głowie śpiewaną na lekcjach Religi pieśń „Więc powtarzajmy Bóg jest miłością, Bóg jest miłością, miłuje nas”.
Nigdy nie byłam bliżej Boga niż w chwili, kiedy moją nowonarodzoną córkę położono mi na piersi. To pierwsze spojrzenie w oczy, poczucie, że jesteśmy razem, jesteśmy rodziną, (mój mąż był ze mną przy porodzie), rozwiewa wszelkie wątpliwości, jakie towarzyszą tej trudnej drodze walki o dziecko. Wszelkie okrzyki ex ambona, medialne- nie na poziomie wypowiedzi osób, które na poziomie powinny się znaleźć, przypominają mi kopanie leżącego. Jestem po drugiej stronie, jestem matką i wiem, że Bóg jest i był z nami. Uporanie się z Bogiem nie stanowiło dla mnie, dla nas żadnego problemu. Nie zgadzam się ze stanowiskiem Kościoła Katolickiego w sprawie in vitro. Zdecydowałam się samodzielnie na podjęcie decyzji dotyczącej mojego życia. Czuję z tego powodu dumę. Nasze dzieci są dziećmi z miłości. Nie byłoby ich, gdyby nie nasza, rodziców, miłość, wspieranie się w chorobie, stanie za sobą murem i umacnianie rodziny. Miłość nigdy nie powinna być powodem do wstydu.
Wiem, że fascynuje Ciebie teatr, malarstwo, muzyka. Czy znajdujesz czas na pasje?
Nie:-))). Odłożyłam je na przyszły plan pięcioletni, kiedy dzieci będą trochę starsze:-)
Twoje marzenia?
Jestem osoba spełnioną i w tej chwil czekam na okres ciszy po ogromnej aktywności. Nie wymagam od siebie za wiele, nie chce za dużo. Delektuje się macierzyństwem, byciem sobą.
Może to zabrzmi patetycznie ale bardzo chciałabym żeby w Polsce wprowadzono regulacje dotyczące zapłodnienia pozaustrojowego i jego refundowanie:-). Wstyd mi za mój kraj, ze jesteśmy ostatni w Europie, niezdecydowani… Poza tym bardzo chciałabym wreszcie odpocząć.