W lipcu 1962 roku młodemu fotografowi Barnowi Sternowi podczas trzech sesji udało się zrobić przenikliwy portret niezwykle rozluźnionej i swawolnej, bliskiej i bezpośredniej Marilyn Monroe. Kilka tygodni później nie żyła. To, co miało być ośmiostronicowym hołdem złożonym gwieździe ekranu w „Vogue”, stało się nekrologiem jej epitafium…
– Jakaś ty piękna– powiedział Bern Stern
– Naprawdę? Jak ładnie powiedziane – powiedziała Marilyn Monroe, która dobrze wiedziała, że jest atrakcyjna. Wiedziała również, że jej sposób patrzenia stanowi jej kapitał w świecie. Niestety świat pod innym względem nie traktował jej dobrze. Być może dlatego, że Marilyn była swoistego rodzaju rewolucjonistką, która poprzez prowokację chciała obnażyć tak naprawdę słabości i małość ludzi. Próbowała przeciwstawiać się władzy absolutnej studiów filmowych i przegrała. Udało jej się wprawdzie nakręcić piętnaście filmów, ale żadna z tych produkcji krytycy nie uznali za godną wpisania do annałów historii kina.
Lipiec 1962 rok. Hotel Bel Air w Los Angeles.
Bern Stern miał 36 lat i był już jednym z lepiej opłacanych fotografów w Nowym Jorku. Inspirowało go życie, szczególnie w momentach, gdy było zmysłowe i pełne, podniecające i erotyczne. Jakie było najśmielsze i najbardziej zuchwałe z jego marzeń? Sfotografować Marilyn Monroe nagą. Międzynarodowe bożyszcze, anioła seksu, latarnię na horyzoncie męskich fantazji…
W lodówce chłodził się Dom Perignon rocznik 1953, a apartament numer 261 na górnym piętrze hotelu Bel Air został przekształcony w tymczasowe studio.
Przyszła sama, bez ochrony, bez agenta prasowego, nawet bez Pat Newcomb, dziewczyny z PR. Schudła i to ją zmieniło. Miała na sesję dużo czasu, była rozluźniona. Na prośbę fotografa pozostała bez makijażu, użyła zaledwie odrobinę kredki do oczu i szminki.
Nie musiałem jej mówić co ma robić. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Pracowaliśmy. Fotografowałem wiele kobiet, ale Marilyn była najlepsza. Przemieniłem ją w ideę. – mówił Bern – śmiejąc się unosiła ramiona niczym w geście pożegnania. Zobaczyłem to, czego pragnąłem, nacisnąłem spust migawki i była moja. To było ostatnie zdjęcie…
„Vogue” przeznaczył na nią osiem stron. Miała po raz pierwszy ukazać się na łamach magazynu. Nie mogli już jej dłużej lekceważyć, choć tak do tej pory było. Nie pasowała do „elity świata”.
Materiał miał iść do druku 6 sierpnia. Kiedy Stern posłał Marilyn zdjęcia, ona przekreśliła dwie trzecie, zniszczyła drapiąc szpilką klisze, które zostały zniszczone bezpowrotnie.
– ona nie tylko wydrapała moje zdjęcie, ale wydrapała samą siebie – mówił Bern
4 sierpnia w sobotę, Marilyn Monroe popełniła samobójstwo, przynajmniej tak ogłosił koroner. Miała zaledwie 36 lat…