Dziś obejrzałam film Bena Lewina pt. “Sesje”. To film, który ma w sobie lekki humor i sporą dozę seksu. Seksu innego. Pomiędzy mężczyzną dotkniętym paraliżem. Mężczyzną, a terapeutką, której specjalnością jest leczenie zahamowań seksualnych. W roli terapeutki Helen Hunt.
Historia przedstawiona w sposób lekki, nie dramatyczny, tak jak lubię. Film pełen nadziei i wiary w to, że można wszystko osiągnąć, kiedy się czegoś chce. O tym, że szklanka być może czasami jest do połowy pusta, ale często jest do połowy pełnia. To historia przekraczająca pewne tabu, poruszająca poważny temat, ale zachowująca pogodę ducha.
Główny bohater dotknięty paraliżem i skazany na życie z „żelaznym płucem” jest inteligentnym mężczyzną z dużym dystansem do siebie. Co sobie szczególnie cenię w ludziach. Nie szukający problemów i przeszkód, a raczej możliwości. Czując się cały czas niedojrzały, chce usamodzielnić się w krępującym dla niego temacie, a mianowicie w seksie.
I co się okazuje? Niepełnosprawność nie wyklucza bogatego życia erotycznego. Bohater walczy ze swoimi urojeniami, ze swoimi barierami, które tkwią jedynie w jego głowie. Udowadnia, że jest w nim 100% mężczyzny.
Film robi wrażenie, tym bardziej, że jest to historia prawdziwa. Pokłony dla głównego bohatera tej historii, który w swoim prawdziwym życiu udowodnił, że wszystko się może zdarzyć oraz to, że każda sytuacja nawet taka, która wydaje się patowa, ma swój urok.
To opowieść, która niesie w sobie spory ładunek pozytywnej energii.
fot. filmweb.pl