Jak mam udowodnić wszystkim, że kocham siebie, życie, że potrafię dostrzec w innych dobro, że widzę oczyma swojej duszy…. ale moje oczy widzą wszystko. Być może to nie jest dobre, ale chyba na tym mi zależy. Jestem jak Don Kichot, który walczy z wiatrakami. To za duże słowo, ja nie walczę, tylko chcę uzmysłowić niektórym, jacy potrafimy być…
Nie przekazuję w moich treściach nienawiści, niechęci, która wypływa z mojego wnętrza…maluję słowami rzeczywistość. To nie ja mam problem, a problem mają właśnie ci, którzy nie mają refleksji…Oczyma duszy można widzieć coś pięknego, a są obrazki, które nie zasługują na to…
A kiedy kocha się siebie? Kocha się niektórych ludzi (no może bez przesady, lubi się), a niektórych widzi się prawdziwie? A kiedy nie chcemy już doświadczać życia, za pośrednictwem tej „reszty”. Kiedy doświadczyliśmy już dużo, kiedy poznaliśmy dużo.
A kiedy chcemy zmienić coś w innych? Może to jest oznaka tego, że nam zależy…
Nawet kiedy zmieni się jedna osoba, to warto… Ja tak czuję… Może ma to związek z mizantropią, ale osoby, które mnie znają…wiedzą o mojej jasnej stronie..