Często wydaje się nam, że dobra obsada w filmie to połowa sukcesu. Ale to tylko pobożne życzenie twórców danego filmu. Niestety już nie raz przekonałam się o tym, że nie ma to nic wspólnego z prawdą. Wczoraj oglądałam polski film pt. Mistyfikacja, rzekłabym raczej Masakra. Byłam bardzo ciekawa jego, sama historia śmierci Witkacego przyciągała i przyciąga uwagę. Wokół jego samobójstwa krążą legendy i nic w tym dziwnego. Taka osoba nie może odejść z tego świata banalnie, od tak – jak zwykły śmiertelnik. Nie trzeba sięgać daleko pamięcią, żeby przytoczyć nazwiska osób, wokół śmierci których, powstały legendy m.in. Ernest Hemingway, Jarzy Kosiński, Marylin Monroe…
Ale wracając do filmu, dawno tak złego filmu nie oglądałam. Obsada dobra, efekt finalny– tragedia, choć temat interesujący, a nawet bardzo. Bardziej filmu nie można spieprzyć. Historia, która warta jest mistrzowskiego kina, stała się zwykłą groteską. Jerzy Stuhr, tak tragiczną postać Witkacego, pełną lęków, sprzeczności, nienawiści, namiętności przedstawił jak postać śmieszną, banalną i nieautentyczną. Czekałam tylko, żeby powiedział jeszcze Widzę ciemność, ciemność widzę.
Film Mistyfikacja to karykatura Witkacego przedstawiona w satyryczny i sztuczny sposób. Przeczytałam po filmie z ciekawości recenzje innych osób, bo myślałam, że może przemieniam się w Prawdziwego Polaka (zrzędzącego i znudzonego), ale okazuje się, że moje negatywne odczucia, nie są jedyne. Nie polecam tego filmu.
Już chyba bardziej nie można było spłycić postaci Witkacego. Kiedy ktoś czyta jego książki, fascynuje się jego postacią jedynie może się zdenerwować. Pomyślałam sobie, że Amerykanie -niestety zrobiliby z historii tej postaci, wyborny majstersztyk. A Polacy zrobili totalnego gniota. Choć wyjściowy pomysł był znakomity.
Ogólnie, nuda i rozczarowanie.
fot. by Rocio Montoya ; self portrait Stanisław Witkacy; Hernan Marin drawings