Jak się zaczęło? Ano tak, że obejrzałam w DDTVN materiał o Joasi. Nie często w telewizji śniadaniowej Ktoś tak skupia moją uwagę. Zaintrygowało mnie to jak żyje, jak potoczyło się jej życie, jak pięknie realizuje swoją pasję – Bieganizm, co je i jakim jest Człowiekiem. Jest to kolejna postać, którą z wielką przyjemnością zaprosiłam do Fabryki Ludzi. Czuję sercem, że to kolejna osoba, która ma coś nam do przekazania. Jej ciepły uśmiech, szczęście na twarzy to sedno tego, do czego dąży na swój sposób, prawie każdy z nas. Jak jednak osiągnąć harmonię? Nie mogłam nie zapytać. Bo sama byłam niezmiernie ciekawa. Jestem bardzo szczęśliwa, że Joasia poświęciła mi swój czas, choć wiem, że ma bardzo wypełnioną każdą minutę.
Przybliżę Wam sylwetkę Joanny Kowalczyk: pasjonatka gór i górskich biegów ultra, odkąd pamięta gotuję, w kuchni odpoczywa, szczególnie interesuje się żywieniem w sporcie, fotografuje, pisze, dużo czyta, podróżuje, z wykształcenia jest biologiem, z doktoratem z biologii medycznej. Joasia to mama aktywnego 5-letniego chłopca, urodzona i związana z Warszawą, od niedawana mieszka we Wrocławiu, firmę prowadzi w Krakowie.
Co mówi o sobie Joanna Kowalczyk? Przeczytajcie:
Zawsze marzyło mi się stworzyć coś ciekawego, a przede wszystskim pożytecznego dla innych z połączenia moich dwóch pasji: biegania i zdrowego żywienia. Lubię biegać po kuchni i po górach. Pewnego dnia pomyślałam, że nic tak nie zbliży mnie do tych dwóch aktywności jak rozmowa z biegaczem i spędzenie z nim czasu podczas gotowania i na treningu. Odpowiednie żywienie w sporcie to podstawa, szczególnie przy ultrawysiłku. Pomysł wciąż ewoluuje i zapewne nie skończy się na bieganiu, fotografowaniu jedzenia i spisywaniu wywiadów.
E.Ch. Co daje bieganizm?
J.K. Bieganizm choć łączy tylko dwa słowa: bieganie i weganizm w efekcie jest szerokim pojęciem. Bieganizm “uprawiać” może każdy, kto biega i odżywia się roślinnie, choć może także posłużyć za inspirację, zachętę dla tych nie biegających czy jedzących “klasycznie”, do otwarcia nowych drzwi i poszerzenia horyzontów. Zapewne każdy przeżywa bieganizm na swój sposób. Dla mnie to nie jest filozofia, a jeden z moich projektów: “Biegiem przez kuchnię roślinną”. Jednocześnie to ważna część mojego życia, bo gotowanie to moja pasja, równie wielka jak bieganie po górach.
Bieganizm to spełnienie.
Czy biegając odkrywasz cały czas siebie?
Absolutnie. Szczególnie podczas długich dystansów, czasu na bycie ze sobą jest mnóstwo, a to się wiąże z rozmowami nie tylko z kimś kto biegnie obok, ale i z samym sobą – często na głos. Refleksji mam zawsze dużo po każdym takim biegu, szczególnie trwającym 19 godzin. Oczywiście odkrywam siebie też podczas innych czyności, np. dopiero bycie mamą pokazało mi, że mam w sobie pokłady cierpliwości, a gotowanie uzmysłowiło, jaki mam węch, fotografia – oko, śpiewanie – słuch, taniec – wyczucie rytmu. Odkrywam siebie cały czas i cieszę się kiedy mogę innych zarazić chęcią odkrywania siebie, poczynając od mojego dziecka. Życzę mu aby nigdy nie przestawało być ciekawym wszystkiego. Tacy się przecież rodzimy – ciekawscy! Tylko w ten sposób odnajdziemy nasze pasje.
A bieganie w maratonach to cierpienie czy czysta przyjemność?:)
Myślę, że w moim przypadku dystans nie ma znaczenia. Tego specyficznego bólu nie nazywam cierpieniem, które raczej kojarzy mi się z nieszczęściem lub smutkiem. Cierpieć mogę z innych powodów, ale nie z powodu biegania. W ten sport wpisany jest ból fizyczny jako naturalny towarzysz biegacza, który chce przekroczyć strefę swojego komfortu. Ten ból może przeżywać i osoba, która biegnie 5 km, chcąc np. pobić swój rekord, gdy się ściga, albo jeśli przytrafi się podczas biegu kontuzja. Mój biegowy ból (czasem się pojawia) to ból, na który jestem raczej przygotowana mentalnie. Raz postanowiłam zejść z trasy, raz biegłam do końca. Teraz jak napisałam o przerwaniu biegu to uzmysłowilam sobie, że właśnie wtedy cierpiałam, bo tak mi było żal, że muszę zrezygnować. Płaczu podczas Kieratu w roku ubiegłym (górski bieg na orientację na dystansie ok 100km) nie zapomnę nigdy – skręciłam wtedy kostkę na 25 km i nie było sensu męczyć się jeszcze 80 km.. jak schodziłam w nocy z trasy serce mi pękało, łzy płynęły ciurkiem, bo bardzo na ten start czekałam. Innym razem zostało mi 17 km do mety i nie zeszłam mimo mocno przeforsowanej nogi – szkoda mi było wykonanej pracy i podium, na które pracowaliśmy zespołowo 3 dni. Pomijając jednak takie incydenty postrzegam bieganie jako przyjemność, poczucie szczęścia, które najczęściej pojawia się po godzinie biegu. To wyrzut endorfin. Potem to uczucie mija i wraca znów ok 50 km, 70 km, raz wróciło na 100 km i towarzyszyło jeszcze przez godzinę do mety. To było pełne szczęście bez cienia cierpienia. Wiem jednak, że to indywidualne dla każdego człowieka.
Jak sprawić, żeby była to przyjemność?:)
Potrafię opowiedzieć o tym jedynie na swoim przykładzie, choć wiem, że tak jak ja, biega też kilka innych osób. Nie napinam się, nie zaciskam zębów, nie wysilam się, nie zmuszam. Mimo dużych dystansów staram się za bardzo nie forsować – wtedy biegnie mi się równo i dobrze. Jeszcze ani razu nie pobiegłam bez chęci na bieg, prędzej nie wystartuję. Bieganie trzeba poczuć gdzieś głęboko w sobie, w głowie, w sercu i trzewiach, a nogi są narzędziem, o które trzeba dbać i się troszczyć z czułością i miłością. Bez nich sprawnych i silnych ani rusz. W tym całym moim bieganiu największą rolę odgrywa radość z bycia w ukochanych górach. Nie ma też we mnie strachu – respekt tak, ale nigdy strach. Nie mam natury rywalizacyjnej i nie trenuję za dużo – po prostu biegam kiedy mam ochotę i nie biegam kiedy ochoty nie mam. Szczególnie trudno jest mi zmotywować się w mieście – nie lubię asfaltu i nie mam uczucia komfortu biegnąc po betonie. Może to zabawne, ale nie przebiegłam ani jednego maratonu ulicznego. Tylko górskie i leśne.
Czy poprzez bieganie chcesz podnieść wymagania względem siebie?
Nie. Moja biegowa ścieżka obrała zupełnie inny kierunek.
Czytając książkę Haruki Murakami o bieganiu on stwierdził, że biega po to, żeby osiągnąć pustkę? Czy to jest faktycznie możliwe?
Nie wiem, chyba nie szukam pustki. W bieganiu wbrew wydawającej się samotności nie czuję się samotna, sama tak – ale nie samotna. Podczas biegu człowiek zanurza się głęboko w siebie dotykając często najdalszych zakamarków ciała i duszy nigdy nie doświadczając uczucia pustki. Jeśli już, to odnalazłam kolejny wymiar czegoś co myślałam, że nie istnieje, że jest nieosiągalne. Tam były pokłady bonusowej energii, siły – wszystko to, co pozwalało mi biec dalej mimo zmęczenia. Pustką nazwać tego nie mogę, bo to co osiągam jest pełne dobrych wibracji. Szczególnie w górach.
Wiem z DDTVN, że zmieniłaś styl życia, co zrobić, żeby się chciało ?
Zmiany zarówno w człowieku jak i w życiu (bywa, że jedno pociąga za sobą drugie) muszą zrodzić się w naturalnie, z wewnętrzej potrzeby, choć często towarzyszy temu jakiś sygnał, “teraz jest ten moment”. Ja dostałam kilka takich bodźców i wtedy zadziałałam. Myślę, że jeśli ktoś ma cel, który tyczy się również pragnień, gdy to poczuje po prostu zaczyna działać i wtedy nic prócz wsparcia bliskich, które jest ogromnym atutem i szczęściem, nie jest tak naprawdę potrzebne. Żadna inna motywacja – jesteśmy nią wtedy sami dla siebie, bo tylko my sami możemy zmienić nasze własne życie.
Czy cieszysz się w pełni z życia?
Tak, absolutnie. Żyję tu i teraz, bo życie to teraz. Nawet jeśli czasem jest trudniej staram sie nie narzekać i szukam pozytywów. Po tacie mam optymizm, po mamie cierpliwość, jednak do tego drugiego bardzo długo dojrzewałam. Dopiero od niedawna mogę powiedzieć, że jestem cierpliwa, a macierzyństwo pomogło mi to odkryć.
Biegając słuchasz muzyki?
Kiedyś bardzo dużo, szczególnie jak biegałam sama. Dzięki biegom z moim przyjacielem, od jakiegoś czasu ograniczam muzykę, dużo rozmawiamy, chyba, że czeka nas 100 km drogi… (śmiech). W nocy muzyka pomaga nie zasnąć, za dnia dodaje mocy szczególnie podczas zbiegów, kiedy zmęczenie sięga granic.
Ostatnio jednak coraz rzadziej wkładam słuchawki. Słucham ptaków, szumu potoków, świszczącego wiatru, deszczu uderzającego o ściółkę i szeptu skał. To wszystko jest prawdziwe i to jest to, co kocham i czym lubię się karmić podczas biegu. Szkoda tylko, że tak późno to odkryłam, ale lepiej późno niż później 🙂
Dziękuję Asiu bardzo:) Szczerze przyznam, że dla mnie jesteś inspirująca. 🙂
Jeżeli chcecie poczytać lub pooglądać materiały o Joasi i Bieganiźmie zapraszam tutaj: